Tytuł: "Pewnego dnia"
Tytuł oryginału: "Where We Belong"
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 480
Osiemnastoletnia Kirby Rose postanawia odnaleźć swoją biologiczną matkę. Wyrusza zatem w podróż do wielkiego miasta - Nowego Jorku, by pewnego dnia zapukać do jej drzwi i zmienić całe dotychczasowe życie Marianne Caldwell. Kirby staje u progu swej matki nie tylko po to, by poznać odpowiedź na nurtujące ją pytanie: Dlaczego?, ale szuka również akceptacji i chce poznać swoje korzenie oraz historię. Co zaskakujące, powieść nie kończy się na samym spotkaniu bohaterek, ale w pełni pokazuje cały proces (myślę, że to odpowiednie słowo) poznawania się i odbudowywania zerwanych więzi.
"Pewnego dnia" to chyba jedna z lepszych książek Emily Giffin jakie miałam okazję czytać. Autorka ponownie używa zabiegu podwójnej narracji, dzięki czemu w każdym rozdziale możemy przeczytać i poznać myśli obu bohaterek. Retrospekcja pozwala nam poznać przeszłość i motywy działania Marianne, w której po pojawieniu się córki odżywają dawne uczucia do Conrada - jej młodzieńczej miłości. Opisy teraźniejszości dają nam natomiast pogląd na obecną sytuację i wybory, których dokonują zarówno Kirby jak i Marianne po tym jakże trudnym dla nich spotkaniu.
Obie główne bohaterki są bardzo wyraziste i wielopłaszczyznowe. Nie jest nam dziś obcy obraz dzieci, które po latach pragną odszukać swoich biologicznych rodziców. Pani Giffin ponownie wzięła się za trudny, niecodzienny temat i świetnie wczuła się w rolę matki, która niegdyś porzuciła swoje dziecko, jak i nastolatki, łaknącej znalezienia odpowiedzi i poznania prawdy oraz miłości, której niegdyś nie zaznała. Zaskoczył mnie jedynie fakt, że Kirby z takim spokojem przyjęła "wyciągniętą rękę" swojej biologicznej matki. Nie była na nią zła, nie miała żalu. Marianne także szybko odnalazła się w nowej sytuacji i błyskawicznie nawiązała dobre, przyjacielskie relacje z młodą Kirby. Uważam, że nutka złości i młodzieńczego buntu osiemnastolatki dodałoby lekturze nieco dramatyzmu i pikanterii.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wytknęła błędnego tłumaczenia - w tym wypadku tytułu. W powieści nie jest do końca istotny PEWIEN DZIEŃ, w którym Kirby ponownie pojawia się w życiu Marianne, ale cały konsensus stanowi tutaj poszukiwanie siebie, swoich przodków, biologicznych rodziców. Angielski tytuł zdecydowanie lepiej oddaje sens książki i uważam, że zachowanie odpowiedniego tłumaczenia było tu kluczowe dla sprawy.
"Pewnego dnia" to obowiązkowa lektura dla każdego, kto zastanawia się nad sięgnięciem po którąś z powieści autorki. Jestem przekonana, że tą akurat pozycją nie będziecie zawiedzeni ani rozczarowani. Dostarczy Wam ona wielu emocji, sprawi, że zaczniecie zastanawiać się nad motywami działania matek, które oddają swoje dzieci do adopcji, a także dzieci, które mimo wszystko, gdy są już w pełni świadome siebie, pragną poznać swoich rodzicieli.
Ocena: 9/10
P.S. Niedawno odbyła się premiera najnowszej powieści Emily Giffin: "Pierwsza przychodzi miłość". Darmowy fragment możecie przeczytać TU. Moja recenzja już wkrótce na blogu!
czuję że wyląduje w moim koszyku ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę polecam! Jedna z lepszych (jak nie NAJlepsza) z książek Giffin!
Usuń