Jakiś czas temu przywędrowała do mnie Saga argentyńska napisana przez Sofię Caspari (a właściwie Kirsten Schutzhofer piszącej pod pseudonimem). Są to trzy tomy przepięknie wydanych książek o równie pięknych tytułach: "W krainie kolibrów", "W krainie srebrnej rzeki" oraz "W krainie wodospadów". Dzisiaj możecie przeczytać kilka słów ode mnie na temat pierwszej części! Nie bójcie się - nie ma żadnych spoilerów :D
Losy bohaterek przeplatają się ze sobą - Anna i Viktoria w trakcie kilkumiesięcznego rejsu statkiem zaprzyjaźniają się. Dzięki przyjaciółce, Anna poznaje także na statku znajomego Viktorii - Juliusa Meyera, który niezmiernie ją intryguje, a zarazem zawstydza. Mimo to, spędzają na statku miłe chwile w swoim towarzystwie, przeplatane chwilami grozy i zwątpienia.
Po przybyciu na nowy ląd okazuje się, że Argentyna nie jest tym wymarzonym krajem dla bohaterek powieści. Obie muszą zmagać się z przeciwnościami losu i trudnościami, jakie stawia przed nimi te państwo. Anna i Viktoria rozpoczynają walkę o honor, przetrwanie i... miłość.
"I za to cię kocham. Za to, że przyjmujesz życie takim, jakie jest, że nie mędrkujesz, tylko po prostu idziesz do przodu".
"Miłość to naprawdę najlepszy nauczyciel języka".
Lektura i cała historia bardzo mnie urzekły. Nie spodziewałam się, że powieść o iberoamerykańskim świecie, przeplatanym historią i tamtejszymi wydarzeniami tak bardzo przypadnie mi do gustu. Wtrącenia hiszpańskich słówek, nazewnictwo, opisy przyrody, kraju, ludzi - to wszystko składa się na niesamowite doznania podczas czytania książki. Z łatwością można wyobrazić sobie piękną Argentynę i toczącą się tam akcję.
Same postaci w "W krainie kolibrów" są niebanalne i zapadają w pamięć. Każda z nich ma swój odmienny charakter, pokazuje nam swoje uczucia, przemyślenia. Wierzymy mocno, że takie osoby faktycznie mogły kiedyś podróżować do Ameryki Południowej w poszukiwaniu lepszego bytu. Można ich poniekąd przyrównać do ludzi we współczesnych czasach, także wyjeżdżających za granicę, aby osiągnąć coś więcej niż czasami mogą w naszym kraju.
Hołdy należą się także Paulinie Filippi-Lechowskiej za niesamowite umiejętności w tłumaczeniu książki. Osobiście błędy popełniane przez tłumaczy od razu zauważam i bardzo mi przeszkadzają w lekturze - zwłaszcza takie dosłowne tłumaczenia, które w naszym języku nie brzmią ładnie ani sensownie. Pani Paulina wykonała jednak mistrzowską pracę i myślę, że warto na przyszłość zwracać też uwagę na wszystkich ludzi, którzy przyczyniają się do tego, iż daną książkę możemy przeczytać :) (To chyba mój taki odchył zawodowy, gdyż z zawodu jestem m.in. tłumaczem :D)
Jeśli nie mieliście jeszcze okazji czytać Sagi argentyńskiej, to koniecznie nadróbcie zaległości! Obiecuję, że nie pożałujecie! Saga ta świetnie też sprawdzi się jako prezent np. na zbliżający się Dzień Mamy!
"Ale tak właśnie bywa w życiu. Nie każdy otrzymuje to, na co liczył, ba, czasem nawet dostaje mniej".
Ocena: 9/10
___________________________________________________
Za możliwość zrecenzowania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwarte.
Tak właściwie to one się łączą, każda kolejna część to kontynuacja wątków z poprzednich części i kolejne, nowe wątki. Wszystko się łączy. Więc lepiej nie czytać nie po kolei, bo się sobie zaspoileruje i wtedy poprzednia część nie będzie już tak fajna w odbiorze. ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę sagę, jest naprawdę świetna pod względem klimatu, bohaterów i wydarzeń. :> Mam nadzieję, że kolejne tomy też Ci się spodobają, miłego czytania! :D
Mam ochotę na tę sagę. Na początku zaintrygował mnie tytuł pierwszej części, a potem sam opis. Mam nadzieję, że niedługa uda mi się po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńMam wszystkie trzy tomy i coś czuję, że to będzie coś świetnego i zakocham się w tych książkach na zabój!
OdpowiedzUsuńhttp://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
Na pewno! Ja też się zakochałam <3
Usuńw sumie nie wiem, mam mieszane uczucia :D/Karolina
OdpowiedzUsuńNie wiem czy ta seria jest do końca w moim klimacie, ale spodobało mi się to, że okładki ułożone obok siebie się ze sobą łączą :D
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się to, w jaki sposób prowadzisz bloga. Obserwuję, bo naprawdę warto!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! I zapraszam na nowy post u mnie♥
Mój blog *KLIK*
Dostałam tę książkę za zapis do klubu czytelniczego. Bardzo zachęcasz, na tyle, że muszę w końcu po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńZgadzam się- o tłumaczach też należy pamiętać. Ostatnio pisząc pracę trafiłam na takie zdanie, że jak książka jest dobrze przetłumaczona, to chwalimy autora, że ma super styl, a jak coś nam zgrzyta, to zwalamy wszystko na tłumacza, bo przecież autor nie mógł tak po prostu czegoś spartolić...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Święte słowa!
UsuńNadal są przede mną wieczory przy tej sadze, jednak okładki uwielbiam. Ostatni cytat jest idealny ;)
OdpowiedzUsuńTe książki jeszcze przede mną, ale myślę, że będę zadowolona.
OdpowiedzUsuńNiby nie powinniśmy oceniać lektur po okładkach, ale te oprawy graficzne są tak śliczne, że marzą o tym aby cała saga znalazła się w mojej biblioteczce! <3
Obserwuję!
Buziaki,
StormWind z bloga cudowneksiazki.blogspot.com/
Niewątpliwie interesująca pozycja, choć to nie do końca moje klimaty. Dzisiaj jednak piszę w innej sprawie. A mianowicie - nominowałem Cię do LBA: http://mybooktown.blogspot.com/2016/03/liebster-blog-award-10.html. Będzie mi bardzo miło, jeśli odpowiesz na moją nominację :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dzięki! Odpowiem w wolnym czasie! :)
UsuńCiekawa recenzja, ładne zdjęcia... zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki. I jeszcze ta grubość, hm, hm, to coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Lubisz tomiszcza? :P
UsuńNie czytałam ale zaciekawiło mnie :D http://xlivi00.blogspot.com
OdpowiedzUsuńW tej serii zachwycają mnie okładki :) treści jeszcze nie znam, ale to kwestia czasu :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o tej serii wiele dobrych opinii i mam nadzieję kiedyś przeczytać. Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę :) Chętnie bym ją przeczytała
OdpowiedzUsuńObserwuję i zapraszam do mnie
http://zyciepelnekoloru.blogspot.com/
Przede wszystkim okładki wyglądają genialnie :D Jeszcze nie widziałam, żeby jakieś okładki stanowiły całość gdzieś indziej, niż na grzbietach.
OdpowiedzUsuń